No więc miałam wspomnieć, co robiłam u Ady. Rozmawiałam (dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczy:)), bawiłam się z kotem, zjadałam jej poziomki i grałyśmy w Call of Duty. W CoD grało nam się dosyć śmiesznie, bo ona chodziła a ja strzelałam i kierowałam myszką (w dodatku tylko ja miałam słuchawki, bo nie ma głośników). Normalnie łał:)
W sumie w sklepie komputerowym byliśmy godzinę. Przez pierwsze pół godziny wybierałam z moją siostrą Izą i jej mężem Mateuszem kompa itd. a tata poszedł do banku (siedział tam 30 min. i słuchał, z jakich to on może ofert skorzystać, nakie konto założyć i kartę:)). Przez drugie pół podpisywał jakieś duperele. Więc Mateusz zabiera wszystko do domu, składa kompa i prawdopodobnie jutro będzie w domu. Co do obudowy, wygląda śmiesznie, jak taki kaloryfer z wiatraczkami :D
I ostatnia sprawa: mecz!!! Właśnie mamy gości, francuzów (tzn. polka miszkająca we Francji i jej mąż franzuz, ale mówi po polsku) i jak ostanio słyszałam, rozmawiają właśnie o tym meczu. A Mateusz mówi, że już przygotował szlik, piwo i trąbki:P A co ja myśle? Ja myśle, że będzie śmiesznie! Najlepsza drużyna na świecie przeciwko Wiśle! To jak reprezentacja naszej szkoły z np. Legią! Ja obstawiam, że będzie 5:0 dla Realu, choć oczywiście kibicuje Polsce (no ale szans dużych to ona nie ma).